10

one way ticket

Zastanawiałam się już kilka razy nad tym, kiedy dostanę bilet. Nie spodziewałam się, że zobaczę tą informację na pierwszych stronach gazet, ale oczekiwałam chociaż jakiejś wiadomości, maila, sms'a, gołębia pocztowego, sowy, cokolwiek ?

-" No to fajnie, Patka, że wszystko jak na razie idzie po Twojej myśli, a masz już może...?" -"Nie, nie mam biletu, nie wiem skąd lecę, nie wiem gdzie mam przesiadkę i nie, nie wiem kiedy się dowiem" ... :)

Okazało się dzisiaj, że bilet mam. Ale od jak dawna ? Nie mam zielonego pojęcia. Nie wiedziałam również, że muszę się pofatygować i sprawdzić w tym celu au pair room. Oto i on :



Spotkanie wizowe mam we wtorek, o godz. 9:30 w Krakowie. Trzymam swojego życiowego farta za tyłek, żeby mnie tego dnia nie opuścił. 
Wypełnianie formularza zajęło mi grubo ponad godzinę, były miejsca, w których musiałam się posłużyć forami, bo za cholerę nie wiedziałam czego ode mnie chcą. Przynajmniej raźniej mi było wiedząc, że w niektórych kwestiach nie tylko ja jestem matołem :)
Jakby ktoś potrzebował pomocy w najbliższym czasie to służę. Zakładając rzecz jasna, że wypełniłam to dobrze, a tego dowiem się we wtorek.
Czymś w rodzaju zabawnego bloku reklamowanego pozwalającego na chwilowe oderwanie od przytłaczającej rzeczywistości są pytania, które zmuszą Was do refleksji nad tym, czy zamierzacie angażować się w pranie brudnych pieniędzy, czy zamierzacie zajmować się działalnością terrorystyczną w USA czy może kiedykolwiek zlecaliście bądź braliście udział w ludobójstwie ;)
Do tego sweet foteczka jak z kryminału i po bólu. 

Czas myśleć o walizkach i prezentach dla rodzinki. Mam tylko host mamę oraz małego T., więc mam możliwość pójścia w jakość, a nie ilość. Hostka wspominała o relacjach ze swoją mamą, ponoć dosyć aktywną i pozytywnie nastawioną do świata starszą babeczką, która mając polskie korzenie pamięta jeszcze trochę języka polskiego i nie może się doczekać mojego przyjazdu, by się z nim zmierzyć. Jej też zamierzam coś przywieźć, w zasadzie to póki co dla niej wymyśliłam najwięcej rzeczy. 

Czas ucieka. Przygotowałam listę rzeczy do zrobienia, którą w normalnych warunkach ogarniałabym jakieś pół roku. 
Oficjalnie zaczynam więc misję specjalną : pół roku w trzy tygodnie. 

Za wszystkie dziewczyny oczekujące na rodzinki bądź na otwarcie room'u trzymam mocno kciuki. Na chwilę obecną, jak mam ocenić, to był chyba najbardziej ekscytujący etap dotychczas. Powodzenia ;)

Miłego weekendu!

P.
10

droga do Perfect Family...

Długa nie była, ale dosyć kręta i kamienista.

Zawsze podejmując jakąś znaczącą decyzję w swoim życiu staram się na samym starcie określić pewien cel i na tyle, na ile to możliwe, kurczowo się go trzymać.
Mój początkowy cel wyjazdu : spędzić fantastyczny rok, usłany różami, albo raczej palmami, w słonecznej Californii, pozamykać jak najwięcej spraw w Polsce, wyjechać z czystą kartą, zatęsknić za ojczyzną ( co jeszcze nigdy podczas żadnego wyjazdu mi się nie zdarzyło ), otworzyć oczy na wiele spraw, nakreślić sobie jakiś plan na przyszłość i, moje ulubione, jeszcze bardziej nabrać pokory.
Okazało się, że tego ostatniego zaczęłam doświadczać już na samym początku, kiedy musiały zapaść pierwsze poważniejsze decyzje ...

Dawno, dawno temu, a dokładnie 4 sierpnia dostałam cudowną wiadomość, po 1,5 miesiąca zabawy z aplikacją, " Your Application has been aproved '', co było jednoznaczne z oficjalnym otwarciem au pair room'u. Dawka nowych emocji i wątpliwości. Jak długo będę czekać ? A jak się ktoś pojawi to dlatego, że miałam farta, że są ślepi, że mają jakieś masochistyczne zapędy, że mnie chcą ? A czekać dalej czy brać jak dają ? No i gwałcenie ikony "odśwież"... I jedna, wielka niewiadoma.

5 sierpnia, czyli dzień po otwarciu room'u - Tips for a Great Host Family Interview. No w dupę.. Jak na złość odczytałam tę wiadomość w trasie, w telefonie. Wymachiwanie telefonem na wszystkie strony, żeby lepiej łapało zasięg. Przyspieszone bicie serca. I jest. Woodbridge, Virginia, jakaś godzina do Waszyngtonu. 4 dzieci - 6-letnia dziewczynka oraz 4-letnie trojaczki : dwie dziewczynki i chłopiec. Śliczne, po prostu śliczne. Od razu mail od rodziny, umawiamy się na Skype. No dobra, ale... aż 4 dzieci, to raz. Virginia, nawet jeśli poprzestawiałabym parę literek w nazwie, to nie jest California, to dwa. Rodzice-byli oficerowie wojskowi, to trzy. Ale cały czas w głowie myśl, że przecież nie to jest najważniejsze. No i tu się zaczęło właśnie nabieranie pokory. Przecież, Patka, są rzeczy ważne i ważniejsze, co nie ?
Porozmawiałam z rodzinką na Skype. Czułam się jak przed egzaminem na prawko, co zresztą im powiedziałam. Uśmiechnięci, sympatyczni, pięknie mówili o dzieciach, chyba przygotowali się też w temacie 'moje hobby' bo od razu mówili, jak wiele jest szkół tańca w okolicy ( tak, tańczyłam 10 lat ), jak wiele jest możliwości. Mieli dwie au pair, obie z nich przedłużały pobyt o rok. Brzmiało nieźle. Zaraz po rozmowie przesłali mi maila z przygotowanymi zasadami domu i ogólnym schematem obowiązków, wytycznymi odnośnie samochodu, moich wyjść, telefonów, bla bla. Byli pozytywnie nastawieni po rozmowie i ... chcieli więcej . Dali mi czas na przeglądnięcie tej 7-stronnicowej lektury.
Uczucia miałam mieszane. Z jednej strony lubię konkrety, lubię, gdy wszystko jest czarno na białym, kiedy rodzina ma zasady, bo to dobrze o nich świadczy. Widziałam też, że nie są to zasady tak bardzo sztywne, ale otwarte, elastyczne. Oni sami byli niezwykle otwarci. Polubiłam ich. Nagle zdałam sobie sprawę, że ogarnę tą 4 dzieci, że nie szkodzi, że to Waszyngton, że będzie mi z nimi dobrze. Na dzień dzisiejszy nie wiem, czy wmawiałam to sobie z obawy, że nikt inny się nie pojawi, czy naprawdę byłam wówczas gotowa na przeżycie roku z nimi. Znowu seria wątpliwości, czy się decydować, czy czekać. Przecież zależy mi na szybkim wyjeździe, to może nie ma co wybrzydzać, tylko brać. Było tyle argumentów na tak, że byłam już prawie pewna, że to będą oni. Ale ciągle czegoś brakowało, coś było nie tak, czekałam na coś, nie wiedząc na co... I dowiedziałam się na co czekałam dokładnie 9 sierpnia.

9 sierpnia - Another Family is Interested in You
Znowu wiadomość odczytana w okolicznościach niesprzyjających, tym razem wyszykowana na piątkowe wyjście ze znajomymi w ostatniej chwili odświeżyłam pocztę i znowu na kilka sekund serce przestało bić.
Rockville Centre, NY, jakieś 40 minut od Nowego Yorku, 5 mil od Long Beach...damn it ! 1 dziecko, 5-letni chopiec. Samotna mama. I istotna sprawa : chłopiec jest adoptowany, rosyjskiego pochodzenia. Tym skradli moje serce. Na 2-gim roku studiów miałam praktyki w domu dziecka. Poznałam tam chłopca, dla którego moja rodzina ( mój kuzyn z żoną ) są dzisiaj rodzinką zaprzyjaźnioną. Nie jest to adopcja, ani rodzina zastępcza, żeby czasem nie mylić. To forma wsparcia polegająca na odwiedzaniu dziecka, zabieraniu na weekendy, święta, wakacje. Od czerwca zeszłego roku jest z nami i otworzył nam oczy na wiele spraw. Ale wracając... tym właśnie mnie ogromnie skruszyli. Okazało się, że matka host mamy ma polskie korzenie, ojciec czeskie i ukraińskie. Nie pozostało nic innego, jak umówić się na Skype. Ale ja bez Skype już wiedziałam, że chcę do Nich trafić. To właśnie tego CZEGOŚ brakowało mi w tamtej rodzince, tego przekonania.

Chcąc być fair , następnego dnia napisałam do mojej pierwszej rodzinki informując ich, że na moim profilu pojawiła się właśnie taka rodzina, specyficzna, ale przez to właśnie wydająca się niezwykle bliska i do mnie dopasowana. Wiadomo, nie było jeszcze nic pewnego, ale wolę grać w otwarte karty. Bałam się kolejnej rozmowy na Skype z nimi, z tą pierwszą rodzinką, ponieważ miałam wtedy poznać dzieci. Nie lubię rozczarowań, tym bardziej nie lubię ich sprawiać. Oczekiwałam, że może nawet nie odpiszą na moją wiadomość, zejdą z profilu bez ani dziękuję, ani pocałuj nas w dupę.
Dostałam jednak niezwykle miłą wiadomość, zapewnili mnie o swojej wyrozumiałości i o tym, że trzymają kciuki. Podeszli do tego tak, jak ja lubię do tego podchodzić ! Bez wyrzutów, pretensji. Życie to pasmo wyborów, przecież...Zaprosili mnie nawet na obiad, jeśli kiedykolwiek będę w Virginii. I prosili, żebym dała znać, jeśli jednak nie wyszłoby mi z tą rodzinką. I wtedy polały się łzy. Wzruszyli mnie wyrozumiałością. Może w dzisiejszych czasach tak bardzo nam wszystkim jej brakuje. O byle pierdołę niektórzy potrafią mieć pretensje i wyrzuty. Wystarczyła zatem prosta wiadomość, od prostych, DOBRYCH, ludzi, by cały mój makijaż z sobotniego wieczoru został wchłonięty w bluzę ( nie moją ;p ) .

11 sierpnia odbyła się moja pierwsza i w zasadzie ostatnia rozmowa z single mom. Byłam zachwycona. Szkoda tylko, że nie działała moja kamerka i widzieli mnie tylko przez pierwsze pół minuty. Chociaż jak sobie przypomnę, jak wówczas wyglądałam, to chyba działało na moją korzyść. Host mama łaziła po domu z komputerem pokazując mi wszystko, na chwilę pojawił się mały Tim i Renata, ich obecna au pair, z którą też udało mi się zamienić parę maili, w których przedstawiła mi ich jako bardzo fajną rodzinkę, z którą spędziła cudowny rok. W trakcie rozmowy dowiedziałam się, że mają rozmowę z jeszcze jedną au pair i dadzą mi znać za dwa dni. Okej, więc. Zamieniłyśmy jeszcze kilka maili, dałam Jej do zrozumienia wyraźnie, że jestem zainteresowana i czekam na 'werdykt'.

13 sierpnia miał być dniem, kiedy miało się wszystko wyjaśnić, jednak okazało się, że druga potencjalna au pair dopiero kolejnego dnia będzie dostępna na Skype, więc potrzeba jeszcze jednego dnia.

14 sierpnia - Patrycja, want to be our au pair ? Pytasz, a wiesz ! No chcę! Wiedziałam to już od samego początku. Nieważne, że to nie California. Nowy York był jako drugi na liście miejsc, do których chciałabym trafić. Chcę, bardzo chcę i tak, zostanę Waszą au pair. Słowo się rzekło :)

No, ale zanim agencja dostała informację na temat naszego zatwierdzenia, to ...
15 sierpnia - Important notice from Au Pair Care . Cholera, nowa rodzinka. Pozamiatane. Waconia, Minessota. 3 dzieci , chłopcy : 17, 10, 3. Ten ostatni zaprezentował na jednym z załączonym zdjęć najcudowniejszy bezzębny uśmiech jaki miałam okazję kiedykolwiek widzieć. Szarpnął dosyć konkretnie moim sercem, ale wiedziałam, że należy ono już do kogoś innego :) Rodzinka napisała do mnie wiadomość, ale zaraz później mój au pair room został niewidoczny dla rodzin. Stwierdziłam, że nie ma sensu już teraz tego roztrząsać i wylewać kolejny potok łez. Jakiekolwiek dokonywanie wyboru dotyczącego ludzi to, jak się okazało, zdecydowanie jedna z moich najsłabszych stron.

Tak więc wybrałam moją Perfect Family.
Mój room otwarty był 10 dni.
Czasem zastanawiałam się, co by było, gdybym wybrała wcześniej inną agencję, np. APiA, która oferuje jeszcze więcej rodzin. Na to nie ma reguły. Zawsze wydaje mi się, że dokonuję właściwych wyborów, że kieruje mną jakiś instynkt, popychający mnie w kierunku najlepszej możliwej dla mnie opcji.
23.09.2013 rozpocznie się okres weryfikacji tego wyboru i tych decyzji.
Oby moja perfect family okazała się tą perfekcyjnie perfekcyjną :)

P.
6

let's get it started ?

Użytkownik Patrycja Żak zmienił status z "wolny" na ... "szybki" ...

Oczywiście nie tak z dnia na dzień, mniej więcej od połowy roku stopniowo wszystko zaczęło nabierać tempa i dzięki Ci, Boże, za to. 
Nie wiem czy umiem pisać bloga, zwykle nie miałam cierpliwości nawet do pamiętników. Słomiany zapał trwał przez tydzień, może dwa, co najwyżej miesiąc jeśli pamiętnik miał fajną okładkę. Jeśli nie, to po kilku dniach wypocin ginął śmiercią naturalną. Mimo wszystko czasem grzebiąc w moim pudełku w kropki lubię na nie natrafić i uśmiechnąć się do siebie, czasem z lekką kpiną, a czasem z zadumą.
Co gorsza, nieraz potrafię się zbierać dobry tydzień, żeby odpisać komuś na wiadomość, mimo, że w Internecie przesiaduję sporo. Jednak często na samym początku popełniam diametralny błąd : pozycja półleżąca, z podkurczonymi kolanami i czymś wygodnym pod głową. Wiecie o co chodzi. Wówczas jedyne dwie czynności jakie jestem w stanie wykonywać to oddychanie oraz przewijanie palcem po touchpadzie. Zastanawiam się więc, jak długo pociągnę i tym razem. Motywuje mnie jednak to, jak cennym wspomnieniem ten blog może być dla mnie za jakiś czas.
Zwolennikiem zdjęć również nie jestem, a raczej nie byłam do zeszłego roku. Miałam jednak przyjemność spędzić całe 3 miesiące pracując na Krecie i poznając dziewczynę, która w przeciwieństwie do mnie doceniała wartość zdjęć, filmików i innych wspomnienio-zachowaczy. I dziś klęczę u stóp w podzięce jej za to, że uratowała nasze wspólne wspomnienia i mam do czego się uśmiechać, przeglądając setki zdjęć i filmów ułatwiających powrót do tamtych dni.

Do rzeczy. Pewnego dnia przyszła i na mnie pora, aby podjąć decyzję o rozpoczęciu programu au-pair. Zainspirowało mnie nic innego, jak oczywiście blog. Blog Izki K, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam i która doskonale wie, jak bardzo jestem jej wdzięczna za motywację i słowa otuchy. 
Mimo, że na początku wydawało się to być przedsięwzięciem nie do wykonania i wykraczało nieco poza granicę marzycielstwa, na którą mogę sobie pozwolić, to czas pokazał, że jak się bardzo chce, to można :)

Towarzyszyło mi od tego czasu mnóstwo skrajnych emocji. Akurat na etapie podejmowania decyzji przerabiałam na studiach psychologię kliniczną i zdążyłam w tym czasie wykryć u siebie co najmniej 5 różnych zaburzeń osobowości wiążących się ze zmianami nastroju i huśtawką emocjonalną :D Na chwilę obecną stwierdzam, że wszystko ze mną chyba w porządku, ale burzliwy okres wątpliwości i pytań pozostających do dziś bez odpowiedzi mam za sobą. 

Żałuję, że nie założyłam tego bloga wcześniej, na samym początku, kiedy to ekscytowałam się  każdym maleńkim postawionym kroczkiem w kierunku aplikacji, czy to po zdobyciu referencji, czy po wizycie u lekarza. Każdy etap działania zbliżający mnie do otwarcia aplikacji i każde odhaczenie kolejnej pozycji na liście wywoływało u mnie poczucie sprawstwa i kontroli nad swoim życiem :)
Na pewno wiele z Was, obecnych bądź przyszłych au pair, doskonale wie o czym mówię. Tym bardziej żałuję, że nie zaczęłam przelewać swoich emocji na bloga już wcześniej, tworząc fundament wyjazdu.

Osobiście wiele inspiracji, porad, sugestii zaczerpnęłam właśnie z blogów. Mimo, iż po cichutku czytałam sobie Wasze blogi, to gorąco kibicowałam i kibicuję każdej z Was. Zwracam się w tym momencie oczywiście do au-pairek. Jestem niemalże pewna, że jeśli któraś z Was prowadzi bądź prowadziła bloga w tym temacie i w tym momencie w jakiś sposób trafiła i tutaj, to z pewnością i Wasze blogi miałam przyjemność czytać :) W jakiś sposób motywujące jest stworzenie pewnego rodzaju wspólnoty au-pair, otwartość między Wami dziewczyny i wzajemne kibicowanie i wsparcie. Mimo, że temat programu jest znany moim bliskim i dalszym znajomym i każdy na swój sposób wspiera mnie w tym, to jestem pewna, że to właśnie Wy rozumiecie najlepiej każdą cząsteczkę właśnie tego rodzaju emocji :) 

Dlatego i  ja zakładam tego bloga, aby móc przelewać tu swoje odczucia i zachować je na miesiące i lata. Może również jako osoba, która już kilka szczebli programu zrealizowała, będę mogła pomóc którejś z Was :)

Moja obecna sytuacja, jeśli chodzi o etap wyjazdu, wygląda tak :
23.09.2013 rozpoczynam Orientation program w New Jersey.
Lecę do 5-letniego chłopca i jego single mom, mieszkających w Rockville Centre, NY. 
Wyjazd organizowany był przez agencję GAWO, amerykańską AuPairCare.
Obecny status : oczekiwanie na papiery wizowe, kontakt z host family i ekscytacja ;)

Moja obecna sytuacja, jeśli chodzi o życie osobiste :
Jestem po 5 dniach wakacji w Mielnie, zostałam pogryziona przez jakiegoś robala, który zasponsorował mi ogromną czerwoną plamę na nodze i gorączkę, a co za tym idzie, wizytę w przychodni, 3godzinną kolejkę i trochę lekarstw. 
Plus : w końcu znalazłam chwilę na założenie bloga i czytanie zaległych pozycji książkowych ;)

W kolejnym poście zamierzam opowiedzieć troszkę o historii mojego au pair room'u, zainteresowanych rodzinek oraz drogę do mojej Host Family przez tonę łez, wyrzutów sumienia i dylematów :)

Zainteresowanych serdecznie zapraszam do czytania i śledzenia !

P.